Zabawne zdjęcia, dowcipy i anegdoty - oto co nam się przytrafiło podczas podróży po Polsce. Tylko oryginalne materiały, na poziomie - jak zwykle na www.psur.pl
Autorzy: Katarzyna i Piotr Surowieccy.
Sprytny sposób: różnorodne linie oznaczające miejsca parkingowe powodują, że trudno jest źle stanąć! To pod Biedronką we Władysławowie.
Położone obok siebie sklepy w Krynicy Morskiej.
Taki napis straszy intruzów na jednym z gospodarstw w Pustkowie nad morzem. Z kolei gdzieś na Opolszczyźnie widzieliśmy tabliczkę: "Uwaga, zły pies! A właściciel jeszcze gorszy.".
Świerze ryby, ale najwarzniejsze, rze z własnego połowu. To z portu w Dziwnowie.
Poniższe tablice witają i żegnają kierowców przy wjeździe do wsi Kamień niedaleko Długołęki.
Taki znak spotkamy w nadmorskiej miejscowości Dąbki. Nie wygląda zbyt mądrze, ale w myśl prawa ma sens: wyklucza on popularne nad morzem szerokie pojazdy roweropodobne (np. riksze), a pozwala przejechać zwykłym rowerom. Kto jednak o tym wie?
Jak wiadomo pogoda nad Bałtykiem bywa kapryśna, ale jest metoda na to by znajomym i rodzinie przedstawić nasze wakacje w korzystnym świetle. Wystarczy rzucić zdanie: "Nie wiem dlaczego mówią, że Bałtyk to zimne morze - ja prawie każdego dnia miałem wodę cieplejszą od powietrza!".
Najważniejsze by nie precyzować, że woda miała 16, a powietrze 15 st. C...
"Prosimy nie wchodzić bez potrzeby!" - oto napis przy wejściu do toalety (Kołobrzeg, tuż obok latarni morskiej).
Będąc kiedyś na Jasnej Górze co chwila spotykaliśmy kogoś palącego papierosy. Ciężko było przejść choć kawałek w okolicach klasztoru by nie nałykać się dymu. Cóż to? Pielgrzymka palaczy? Okazało się, że to było spotkanie Anonimowych Alkoholików, którzy widocznie koncentrowali się na zgubnym nałogu alkoholizmu, a pomagało im w tym mniejsze zło - palenie papierosów.
Milicz. Co dłużej wytrzyma - zamek z XIV wieku czy słup z XX wieku?
W Muzeum Ślężańskim w Sobótce oglądaliśmy gronostaja, którego nasz 3-latek zapamiętał pod nazwą "gronostajl". Brzmi całkiem nowocześnie...
To anegdota zaczerpnięta z kazania jednego z księży z nadmorskiej parafii w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. Jeździł on na wyjazdy z ministrantami i po jednym z takich wyjazdów usłyszał od młodych, że trochę za dużo tam było dyscypliny. Przy następnym wyjeździe postanowił to zmienić.
Podczas kolejnej wycieczki młodzież się go pyta w pierwszy dzień:
- O której idziemy spać?
- O której chcecie - odparł ksiądz.
Młodzi się ucieszyli, siedzieli długo wieczorem, a potem pytają:
- A o której jutro wstajemy?
- O której chcecie.
- Fajnie! A co będziemy robić?
- Co chcecie.
Następnego dnia młodzież czuła się już trochę nieswojo, brakowało im zorganizowanego czasu. Czas mijał, robili się głodni, zbliżała się pora obiadowa.
- Proszę księdza, a kto zrobi obiad?
- Kto chce.
W ten nietypowy sposób do pozostania w Rudzie Sułowskiej (kraina Stawów Milickich) zachęcają nas mieszkańcy.
Tę anegdotę opowiedziała nam pani kościelna w Legnickim Polu. Udostępniała ona tamtejszy kościół kilku studentom historii sztuki. Skoncentrowali się na jednej z jego największych atrakcji - pięknych freskach na sklepieniu. Kościelna ich na chwilę zostawiła, wyszła bodaj coś posprzątać, po chwili wraca, a studentów nie ma. Zdziwiła się co się z nimi stało, ale po chwili patrzy, że... leżą oni na podłodze. Podparli głowy plecakami i w ten wygodny sposób podziwiali freski, żeby nie męczyć się nieustannym zadzieraniem głowy.
Dowcipna tablica przy zamku w Miliczu (zobacz wyróżniony fragment):
Kopiowanie tekstów i zdjęć w całości lub fragmentach zabronione.